Wyjeżdżając z parkingu moją 155 nie mogłem odkręcić kierownicy. Chwyciła blokada na zapalonym silniku i z kluczykiem w stacyjce!!!
Czasami pomykam moją Alfą tak jak ją zaprojektowano (np pusta autostrada, albo pusta superkreta droga przez las), dlatego dziś niemal osiwiałem. Jak to w ogóle jest możliwe, że ten element się zepsuł?
Dodam, że nic nie wskazywało na tę awarię, spokojnie toczyłem się przed nią poniżej 50 kmh, teren zabudowany, zjeżdżam na parking, tylko wcześniej jedno puste rondo przejechałem szybciej... i tyle. Nic nigdy nie chrobotało, zawsze wszystko wydawało się ok.
Aż myślałem, że ktoś się włamywał do naszej belli, ale zamki były zmaknięte. Musiało to się stać samo z siebie.
Jak to naprawić? Dodam, że blokade w stresie wyłamałem i teraz jak skręcam w prawo to tak terkocze. Dojechałem do domu maks 30 kmh w stresie, żeby znów nie chwyciło.
Czy da się to ustrojstwo całkiem zdemontować? Nie chcę kolejnej, nawet z ASO za "miliony". Choć jestem wierzący, cenię sobie życie doczesne :-) No i żony nie chcę narażać.
BTW Co za durny patent. Nie chodzę na siłownie a wyłamałem to może w stresie, ale bez jakiegoś dużego wysiłku. A taka impreza nawet przy 50 kmh może zabić.
Za wszelkie info z góry dziękuję, mam nadzieję że też jakoś Was ostrzegłem - tylko cóż zmienia świadomość takiej awarii? Nic jej nie zwiastuje, trzeba by jechać non stop 10 kmh, żeby być bezpiecznym :-)