Ku przestrodze.
http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/art...AT07/121009947
Printable View
Ku przestrodze.
http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/art...AT07/121009947
Nooo nieźle. Mam nadzieję, że kierowca będzie żył
Hm... nieźle przemielona.... szkoda kierowcy, 19 lat, ale zapewne wyliże się. Swoją drogą ciekawe ile ciął tą baśką bo pięć dyszek to to nie było raczej.
trzeba mieć naprawdę przysłowiowe jaja, żeby wyjść z takiego wypadku. Mam nadzieję, że nie dość, że się wyliże, to jeszcze szybko wsiądzie za kierownice i pozbędzie się urazu, choć to nie jest łatwe.
Ciekawe swoją drogą ile pruł i co dokładnie się stało, że stracił panowanie. Swoją drogą to szczęście w nieszczęściu, że wylądował w drzewach i przeżył, a nie na masce innego auta.
Masakra... Oby wszystko skończyło się dobrze. Ostatnio kolega by się przejechał na plamie oleju... 3 samochody przed nim przydzwoniły bo nie zdążyły wyhamować a on na farcie się zatrzymał parę cm przed bagażnikiem poprzedzającego auta. Często mamy zbyt duże zaufanie to auta i jego możliwości.
I swoich, co tu dużo ukrywać. Prawo jazdy pewnie koło roku, wiek w którym śmierć nie istnieje i samochód, który już coś tam może - dość niebezpieczna kombinacja. A co do jesieni - wypadków "drogowych" jest o tej porze roku mniej niż np. latem, ale statystyki mówią, że na pieszych trzeba uważać duuuuużo bardziej. Szaro, mgliście, albo słońce tuż nad horyzontem.
Chłopakowi oczywiście wszystkiego dobrego i powrotu na drogi.
W komentarzu ktoś napisał,że kierowca prawko ma 3 miesiące.Krótki staż za kółkiem i Alfę dosiada,która jak wiadomo prowokuje do wciskania pedału gazu.Ktoś kiedyś fajnie powiedział.Samochód jest jak odbezpieczona broń.W nieodpowiednich rękach wypala.I z tym się zgodzę w 1000%.
Do tego zapewne, liście na łuku, może cień był, wilgotno...ehh oby żył bo w takich sytuacjach najbardziej szkoda rodziców.
Prawko mam pięć lat, czasami dziękuje Bogu, że przeżyłem 1 rok za kółkiem, jakie człowiek głupoty robił, aż mi jest wstyd.
Ciekawe jakie byłby komentarze jak to było bmw a nie 156...
No i po co taki komentarz? Człowiek to człowiek. Dodajmy młody. Do niektórych idealnie pasuje "nie pamięta wół jak cielęciem był". Kązdemu może zdarzyć się błąd lub zła ocena sytuacji. Nie tylko na drodze.
Może i jest tak jak piszesz ale szczerze w to wątpię.Skłaniam się ku temu,że mam już prawko i mogę zapierdzielać.Niestety fury mamy coraz szybsze a umiejętności młodych kierowców pozostawiają wiele do życzenia.Nie żebym był kozak za kółkiem,bo też pamiętam lata młodości,ale myślenie,myślenie i myślenie raz jeszcze.
Kolega Ferro poprostu podał przykład a już widzę się sypią teorie.
Co do myślenia za kółkiem hehehe spytaj lub poczytaj ile wypadków powodują Ci którzy uważają że myślą. A młody jak młody i tak jak Ferro sam się wstydzę pewnych rzeczy i napewno wstydzić sie będę jeszcze za wiele popełnionych. Bo łatwo pisać i znająć pewne fakty stwierdzić że wszystko się wie.
Co do myślenia to fakt ale są pewne wydarzenia które nie przewidzisz i dupa a ludzie przypiszą Ci łatkę głupca ignoranta i kto wie co jeszcze.
100 % racji tylko kto ma tych młodych uczyć myślenia ? Co to jest 30 h jazdy ? Czemu na teoretyce brak jest takich pojęć jak - nadsterowność, podsterowność, czemu na praktyce nie ma choćby 3 h na macie poślizgowej, żeby ten młody adept zobaczył co dzieje się z samochodem, który przy 70 km/h traci przyczepność?
I nie trafiają do mnie argumenty typu nie da się, za drogo itd. Kolega w tym roku robił prawko Kat. A. To czego ich tam uczyli na teoretyce, jakie miał notatki, podręczniki itd to się w głowie nie mieści osobie która miała do czynienia ze zwykłą szkołą jazdy. Ponadto jazdy uczył się od byłych zawodników/pasjonatów osób które jeżdżą 30 lat. Nie miałbym nic przecwiko, żeby jazdy samochodem uczył mnie były rajdowiec, a nie stary dziadek, który dusi mi się kanapkami na przednim fotelu - true story :P
Jest tylko jedno ale - to, że kształcenie, drogi, oznakowanie jest do dupy, to nie zmienia faktu, że gość się wkomponował w drzewo. To, że ja ty, i reszta kolegów miała odpały w jakimś tam okresie swojego życia też nic nie zmienia. W którymś tam momencie kariery praktycznie każdego kierowcy jest sytuacja, że ego i ilość kucy zdecydowanie przerastają faktyczne umiejętności. Później umiejętności rosną o 20% a wyobrażenie o własnych możliwościach spada o 80% mniej lub bardziej boleśnie.
Człowiek, który miał ten wypadek nie jest pierwszym i niestety nie ostatnim, a jest duża różnica pomiędzy potępieniem człowieka, a stwierdzeniem, że popełnił błąd,
Swoją drogą - w tym przypadku wiadomo jedynie że był wypadek, kierowca był młody i miał trochę szybszy samochód. Wiadomo, że stereotypy same podpowiadają resztę, ale dobrze jest się wstrzymać z wnioskami jeśli brakuje danych do ich wyciągania.
Zgadza się i tak powinno być co do znaków i ograniczeń to jest tak że wiele jest nie adekwatnych i kierowcy przestają w nie wierzyć. Znak 30 na prostej bo są pasy przez które przechodzi 2 babcie w ciągu dnia i każdy potrafi podać przykłady. I być może te ograniczenie jest czymś podyktowane ale nie adekwatne. Tak jak porównać przykładową 147 albo 156 do uno tico czy corsy i zachowania podczas hamowania czy jazdy po zakręcie ostrym.
Nauka młodych kierowców to totalna ściema każdy to wie a i wielu doświadczyło. Ale z drugiej strony takie prawo takie zasady a kierowca rajdowy który uczy po pierwsze ma za zadanie przyciągnąć więcej klientów a po drugie nie będzie się stawiał bo bierze za to kasę.
I tu zostaje samo nauka ale gdzie placów brak, na ulicach no niestety też nie a i tak twoje bączki na śniegu będą określone "debilem" nawet kiedy robi się to w rozsądnym miejscu i czasie. I wątpię żeby młody człowiek miał kasę na tor poślizgowy czy inne bajery. takie sa realia i ich nie zmienimy.
Dobrze mówisz, Avari. Ja sam jestem 'młodym kierowcą'. Prawko zrobiłem jakiś czas temu, ale samochód mam od 1,5 miesiąca. To, czego uczyli mnie na nauce jazdy to jest śmiech na sali. Jak wsiadłem do samochodu z ojcem, to się chłop załamał... W Polsce nie uczy się jeździć, tylko 'jak zdać egzamin'. A żeby ten zdać, trzeba wykazać się hiperpoprawnością, która też jest błędem (pomijam szczegół trafienia na rozumnego egzaminatora). Nie szaleję po ulicach, uważam się za osobę w miarę rozsądną. Ale też do końca nie wiem, czy prędkości przeze mnie rozwijane nie są za wysokie jak na moje umiejętności. Nie wiem, bo nie miałem okazji poznać 'granic'. Nie wiem, jak zachowuje się samochód zbliżający się na zakręcie do granicy przyczepności. Teoretycznie wiem co zrobić, kiedy samochód wpadnie w poślizg. Ale teoria a praktyka to dwa różne pojęcia. Bardzo chciałbym pojeździć po matach poślizgowych. Bardzo chciałbym skończyć profesjonalny kurs doskonalenia techniki jazdy. Tyle że chwilowo ledwo mam na paliwo i najpotrzebniejsze naprawy (~250 zł za wymianę osłon przegubów zewnętrznych bardzo, bardzo boli). Więc staram się doskonalić swoją wiedzę teoretycznie. Ale co jest warta ta teoria, mogę dowiedzieć się dopiero w krytycznej sytuacji. Chyba wolę nie...
PS
Żebyśmy się źle nie zrozumieli. W żadnym stopniu nie bronię 'młodych gniewnych', którzy dostali w swoje łapska parę koni i czują się lepsi od wszystkich innych na drodze, niezależnie od wieku. Takich należy eliminować z ruchu drogowego.
Na początek małe zastrzeżenie - nie jestem święty jeśli chodzi o prędkość. Nie twierdzę też, że wszystkie ograniczenia prędkości są u nas stawiane z sensem.
Teraz o samej prędkości - pieszy ma szansę przeżycia kolizji z samochodem przy prędkości 30km/h. Powyżej tej granicy szanse przeżycia maleją praktycznie lawinowo, a przy 50km/h spadają do wartości bliskich zeru. Ograniczenia do 30 mają za zadanie ochronić życie pieszego, który wtargnął na jezdnię (np. dziecko w pobliżu szkoły) bezpośrednio pod nadjeżdżający pojazd. Ograniczenie do 50km/h ma pozwolić ograniczyć prędkość z jaką zostanie uderzony pieszy właśnie do mniej niż 30km/h w momencie uderzenia. To, że przez konkretne przejście przechodzą 2 babcie w ciągu dnia, to nie oznacza, że jedna z nich nie przejdzie akurat w momencie kiedy będę jechał tą drogą.
W roku 2011 na drogach zginęło 1408 pieszych, ogółem ofiar śmiertelnych było 4189, czyli piesi stanowili 1/3 śmiertelnych ofiar wypadków drogowych.
A osobiście - jestem w stanie zrozumieć zap.....anie. Co tu dużo ukrywać - lubimy to. Ale cholera mnie bierze, jak ktoś wyprzedza na przejściu dla pieszych, czy grzeje 100 przez obszar zabudowany. Sorry, ale tym ludziom wyobraźni starcza maksymalnie na onanizm, bo na jazdę po drodze już nie bardzo. A tym specjalistom, którzy wprowadzili pojęcie wtargnięcia pieszego na jezdnię, wymyślili, że pieszy ma pierwszeństwo dopiero jak wejdzie na przejście a wejść nie może itd. kazał bym przez parę godzin chodzić po kilku wybranych przejściach dla pieszych przez 4 pasmowe drogi bez sygnalizacji świetlnej.
Kursy jazdy to śmiech przez łzy - po 30h jazdy (często w korku), uczony przez kiepskiego instruktora (są też tacy - proszę sprawdzić jak wygląda nabór kandydatów, oczywiście nie wszyscy) kursant będzie miał szczęście jak nauczy się nie mylić gazu i hamulca. Ile wie kursant bezpośrednio po kursie można łatwo sprawdzić - wystarczy spojrzeć na zdawalność egzaminów.
Kursy doskonalenia jazdy też cudów nie zdziałają - owszem można się dowiedzieć jak prawidłowo usiąść za kierownicą, jak ja trzymać i jak nią kręcić. Tylko założenie, że podczas 5h kursu doskonalenia zrobi się więcej niż przez 30h kursu na PJ jest trochę naiwne.
Fajnie się czyta takie rzeczowe argumenty a nie rzucanie błotem jeden na drugiego. Moim zdaniem wszyscy mamy rację. Szkolenia są złe, drogi są złe, oznakowania są złe (najbardziej mogą mylić poziome - np przerywana namalowana ileś lat temu na delikatnym łuku, tylko przez te parę lat na poboczu wyrosły krzaki które zasłaniają cały przeciwległy pas - takich przykładów z Polskich dróg mogę wymienić wiele, dlatego osobiście nigdy nie wyprzedzam jak nie jestem pewny na 1000%). Teraz pozostaję druga kwestia. Mentalność Polskich kierowców, bez znaczenia na wiek, posiadany samochód czy staż za kółkiem. Wyprzedza się byle być pierwszym, w miastach nie jeździ sie na suwak, a wpuszczenie kogoś z podporządkowanej to cud :D
Ponad to każdy z nas zna kogoś kto mając 18 lat i kręcone zęby zapier**** w każdych warunkach śmiejąc się z tego. To jest inna bajka, takim nie pomogą szkolenia, tłumaczenia, spoty reklamowe.
BTW. Jadę ostatnio z osobą (płeć nie istotna:P), która prawko ma ok 8 lat. Na rondzie wyłączona była sygnalizacja przed rondem jak byk "ustąp" - ta osoba wali ostro na rondo o mało nie wpieprzając sie w samochód który był na rondzie - to jest brak podstawowej wiedzy, która powinna być wyniesiona z kursu!
Co do kręcenia bączków na śniegu - też tak robię. Może ten jeden odruch jaki wyniosę uratuje mi życie. Tylko przypomina mi to dzieci w Ugandzie biegające boso za szmacianką - które chcą być jak zachodnie gwiazdy. Takie mamy pieprzone realia w tym kraju.
Cóż - w większości przypadków tym znajomymi jesteśmy sami.
Ja akurat uważam, że oznakowanie dróg jest nadmiernie restrykcyjne - mam w drodze do pracy fajną sekwencję zakrętów, którą robi się spokojnie z prędkością 70km/h - nie widzę w tym kompletnie nic złego i co tu dużo pisać, lubię. Jak będzie poniżej zera, to będę tam jeździł 30km/h (wiadukt, więc łatwo tworząca się gołoledź) ale oczywiście zamiast dać znak o niebezpiecznych zakrętach, to postawili ograniczenie do 40km/h
Każde ćwiczenie jest dobre. Tylko kręcenie bączków na śniegu i poślizgi nadsterowne samochodem FWD z definicji jest trochę pozbawione sensu. Jak masz warunki, poćwicz hamowanie z ominięciem przeszkody.
- - - Updated - - -
No to jest niestety prawda - brakuje zdecydowanie torów wyścigowych - można się wyżyć, doszkolić technikę, czy poznać nowy samochód. I to nawet nie chodzi o jakieś Silverstone - trochę asfaltu, parę pachołków wystarczy.
Pamiętasz jeszcze lata młodości? Niesamowite ;)
Co do nauki jazdy to kurs przygotuje do egzaminu a nie do rzeczywistych warunków jakie można spotkać na drodze. Jeżdżę samochodem (147) od 2 lat, przejechałem coś około 30tys. km a i tak czuję, że wiele sytuacji może mnie jeszcze zaskoczyć. Zaraz po kursie i zdanym za pierwszym razem egzaminie zaskoczyć mogło mnie w zasadzie wszystko. Właśnie dlatego nie chciałem szybkiego auta.
Szkoły, kursy - ok, bardziej skuteczne niż rybka na zderzaku i św Krzysztof na desce rozdzielczej. Jest tylko jedno "ale" - umiejętności techniczne są ważne i oczywiście poprawiają bezpieczeństwo. To co na drodze liczy się moim zdaniem bardziej i nie jest w stanie tego przekazać żaden kurs to doświadczenie. I tu nie chodzi o praktyczne wyjście z poślizgu - tego można się nauczyć na kursie. Tu chodzi o umiejętność przewidywania zagrożeń - bo można mówić godzinami o tym, że na mokrych liściach to gorzej niż na śniegu, że jak się nie widzi wyjścia z zakrętu to należy jechać tak, żeby móc się zatrzymać na widocznym fragmencie drogi itd. Ale do momentu, kiedy ktoś na tych liściach chociaż trochę nie poleci, nie teleportuje mu się kombajn po wyjściu z zakrętu, czy ktoś na nim nie wymusi pierwszeństwa, to dalej jest tylko teoria.
Nie wszystkie zagrożenia da się przewidzieć. Ja bardziej obawiam się tego, że kiedyś ktoś wyjdzie mi na czołówkę i nie będę mógł nic w tej sytuacji zrobić niż tego, że wyskoczę z zakrętu na liściach.
No i można by powiedzieć, że wszystko zostało powiedziane, ale... :P
piotropo pisze o doświadczeniu, które umożliwia przewidywanie pewnych sytuacji na drodze. Jednak każdy kierowca wie jak ciężko jest utrzymac koncentracje jadąc 400/500/800 km. Nie wiem jak Wy, ale ja często się wyłączam za kierownicą i wtedy gdy zaskoczą nas liscie, kombajn na wyjściu ze ślepego zakrętu przyda się praktyka, zimna krew, świadomość tego jak zachowuje się moje auto w trakcie awaryjnego hamowania. Co do nieuzasadnionego ćwiczenia poślizgów autem FWD, nie zgodzę się bo tak samo FWD może narzucić tyłem - http://www.youtube.com/watch?v=uV13xfdkNNo akcja od 0:50. Zauważcie kiedy kierowca zaczyna kontrować, dużo wcześniej niż auto zareagowało na poprzednią kontrę. Tak samo jak fakt, że każda następna kontra jest płytsza. takie rzeczy jedynie można wynieść z praktyki.
Oczywiście, że nie wszystkie. Ale jak potrafisz przewidzieć powiedzmy 50%, to twoje szanse na nie zostanie zabitym na drodze, lub nie zabicie kogoś innego rosną 2x. I jasne, że zawsze może pokazać się dżygit, co to tnie na czerwonym, wyprzedza tylko na 4'ego i tego nie przewidzisz, bo równie dobrze możesz ciągle patrzeć w niebo w poszukiwaniu meteorytów, co by nie zostać trafionym.
Zimą też sprawdzam wychodzenie z poślizgu i przewidywanie jak zachowa się auto. Jeśli chodzi o koncentrację na drodze to w dłuższą trasę (500km i więcej) wyjeżdżałem tylko dobrze wyspany i wypoczęty. Co do filmiku z wyjściem z poślizgu - gość akurat wracał z toru.
Nie tak dawno bo niecałe dwa tygodnie w okolicach Rzeszowa Golf 4 roztrzaskał się na drzewie. Kierowca i pasażerowie mieli mniej szczęścia niż w przypadku tej Alfy.
http://www.forum.alfaholicy.org/imag...2012/10/21.jpg
Cytat:
W bardzo niebezpiecznym miejscu, na zjeździe z górki i łuku samochód zjechał na przeciwległy pas ruchu, następnie na pobocze drogi i uderzył w przepust. Uderzenie było tak silne, że auto wyleciało w powietrze i kilkanaście metrów dalej uderzyło w duże drzewo. Prawie 15-metrowe drzewo złamało się w połowie wysokości i zostało niemal wyrwane z korzeniami.
Samochód prawie rozleciał się na części. Silnik leżał kilkanaście metrów od pojazdu. Na miejscu wypadku dwie osoby zginęły, trzecia zmarła w szpitalu.
I Twój przkład pokazuje ile człowiek ma szczęścia. Może miał te 120/130 km/h. Ilu z nas tak jeździ po krajówkach...
piotrpo ma sporo racji w kwestii doświadczenia, jednak ja mam jedno ale. Ja uważam, w każdej dziedzinie życia, że praktyka niepoparta teorią jest tyle samo warta co teoria niepoparta praktyką - niewiele. Jeżeli chcesz być w czymś dobry, to musisz znać i teorię i praktykę. Choć w przypadku prowadzenia samochodu lepiej jednak mocniej skupić się na praktyce :p
Moja pierwsza zima za kółkiem dopiero przede mną. Na pewno znajdę sobie jakiś plac, gdzie będę mógł poznać zachowanie auta w różnych sytuacjach na śniegu. Bączki, omijanie przeszkody (może jakaś mini próba łosia), hamowanie awaryjne itd.
Co do ograniczeń prędkości - wiele z nich jest totalnie bzdurnych. Ale jeśli chodzi o przejścia dla pieszych, zawsze zwalniam do przepisowej prędkości, a jak jest możliwość wtargnięcia, nawet do niższej. Bo co z tego, że nie moja wina, jak 'zabiłem człowieka' będzie mi towarzyszyć do końca życia? W mieście też jeżdżę bardzo grzecznie. A już szczególnie na osiedlach. Bo tam nigdy nie wiesz, kiedy jakieś dziecko za piłką wejdzie ci pod koła.
I ja mam podobne obawy jak drift-r. Co z tego, że jeżdżę sobie spokojnie, bezpiecznie, nie stwarzam zagrożenia dla siebie i innych, przewożę bezpiecznie swoich pasażerów, jak jakiś debil wyskoczy mi na czołówkę i nic nie będę mógł zrobić? Albo wyjedzie mi na czerwonym prosto w bok? Mój znajomy miał taką sytuację - jechał peugeotem 106, na zielonym (nie wczesnym) wjechał na skrzyżowanie. Wpieprzył się w niego gość bodaj passatem, zapierdzielał na czerwonym, prędkość miał sporą. Kumpla obróciło 2 razy, przodu praktycznie nie było (dostał strzała w błotnik). Z całego samochodu cała została się tylna felga, przeciwległa do strony uderzenia. Reszta praktycznie do wyrzucenia. Kumpel wyszedł bez szwanku (przynajmniej fizycznego). Ale przez długo czas rozmyślał - 'a gdybym minimalnie mocniej wcisnął gaz, to już by mnie nie było'. Zarąbisty człowiek, dobry kierowca, spokojnie jechał. Skrzyżowanie jest tak głupio usytuowane, że nie miał jak zobaczyć tamtego debila.
To nie do końca tak. Teoria pozwala na szybsze przyswajanie sobie umiejętności praktycznych. To tak jak w sporcie - jak chcesz się nauczyć pływać, jeździć na nartach, pływać na żaglówce, czy grać na gitarze to możesz iść próbować - nauczysz się w powiedzmy 100h, jak wcześniej poczytasz trochę i pooglądasz na czym ten sport polega, jak powinien wyglądać ruch itd. to nauczysz się w powiedzmy 50h. Jeśli do tego dojdzie dobry instruktor to ten sam poziom osiągniesz w 20h. Przy okazji nie będziesz miał wyćwiczonych trudnych do wyplenienia nawyków, a teoria pozwoli ci wiedzieć dlaczego robisz coś w ten, czy inny sposób.
No i jeśli chodzi o jazdę samochodem to mamy sytuację, jak ktoś to dobrze napisał dzieci biegających ze szmacianką - jak ktoś chce poćwiczyć, to nie ma gdzie, nie ma z kim (bo tych kursów doskonalenia jazdy jest jak kot napłakał), a i specjalnie nawet poczytać się nie da (bo wiarygodność tych materiałów jest różna).
Mieszanie do tego czynnika szczęścia jest niebezpieczne. To oznaczałoby, że "nie ważne jak jeździsz, ważne jakie jest twoje przeznaczenie". Oczywiście jak ktoś ma pecha, to i w drewnianym kościele cegła mu na łeb spadnie, ale 90% zależy od nas samych, a maksymalnie 10% to te czynniki losowe. I pytanie o to ilu z nas tyle jeździ ma prostą odpowiedź - prawie wszyscy. Jest tu ktoś kto NIGDY nie osiągnął takiej prędkości na drodze z ograniczeniem do 90km/h?
Ja kiedyś jechałem z kolegą - nie mi oceniać czy jest dobrym kierowcą, na drogach w każdym razie sobie radził. Jakieś 50-70m przed nami zapaliło się czerwone, poprzedzone oczywiście pomarańczowym. Jako, że kolega lubi używać hamulca ostro i w ostatnim momencie wstrzymałem się z komentarzami. Przemknął na czerwonym akurat w momencie kiedy na skrzyżowanie zaczęły wjeżdżać radośnie trąbiąc samochody na drogach poprzecznych wywołując konsternację i zdziwienie mojego kolegi "co jest ....?". Ledwo mi uwierzył, że przejechał na czerwonym przez skrzyżowanie. A gość miał już PJ kupę lat, był to jego chyba 2 własny samochód, wiek około 30'ki więc starczy uwiąd go też jeszcze nie dopadł.
Tak tylko jadąc 130 km/h krajówką drastycznie spada procent zależny od Ciebie, a rośnie prawdopodobieństwo wystąpienia sytuacji losowej. Nie słyszałem jeszcze czegoś w stylu "jechał z przepisową prędkością i zginął".
BTW. Wiecie, że prędkość nie zabija...tylko nagłe jej wytracenie :D
Teoria to ważny element i uważam że konieczny. A dlaczego bo robiąc coś świadomie znając konsekwencje możemy odpowiednio zareagować. Tak jak z wymianą odpowiedniej części w samochodzie kiedy wiemy że zaczyna się zużywać. Co do piotrpo i tematu prędkości ja nie mówię że zasuwać bez względu na znaki ale są momenty w którym wiesz że możesz i fakt są różne sytuacje. Ostatnio jadąc lasem (90 na liczniku) trafiłem sarne, jak nie wiadomo znam trasę idealnie i śmieję się z lubelaków (wybaczcie mi koledzy) którzy zasuwają u mnie po lesie 120-150 a później lamentują że samochód lawetą wraca a jednak trafiłem i chociaż patrzę na pobocza. Jak nie wiem i mniejsza z tym, alfa całą odpadła tylko ramka i kratka u dołu i tu całe szczęście w nieszczęściu dla sarny. Tak więc czas i nie przewidziane zdarzenia.
- - - Updated - - -
Jasne zmniejsza się ale porównaj samochód taki jak clio do ar 147/156 wychamuj oboma. Niebo a ziemia. A teraz weź pod uwagę samochód zaniedabany amortyzatory to tylko coś co podnosi sprężyna hamulce szkoda słów a samochód zadbany i sprawny ten sam oczywiście i tu też masz kolosalną różnicę. Z tym że wielu ludzi się nad tym nie zastanawia i myśli że samochód to samochód każdy taki sam.
- - - Updated - - -
Sprawdza się tylko powiedzenie że żaden mężczyzna nie powie że jest złym kierowcą i kiepskim kochankiem.
Dlatego uważam że w życiu bardzo ważną cechą jest pokora.
Ale to czy jedziesz 130, czy 90 zależy już w 100% od ciebie. Gdzie tu szczęście?
Moim zdaniem to mit - oczywiście prędkość ma wpływ na prawdopodobieństwo dzwona i jego skutki. Tylko moim skromnym zdaniem to takie oszukiwanie samego siebie "jeżdżę spokojnie, na trzeźwo, zmieniam opony na zimowe i zawsze włączam światła mijania, wypadki powodują ONI, nie JA". Co by być dokładnym - statystyki nie mówią o gościach, co jechali z prędkością niedozwoloną, tylko niedostosowaną. Te dwa przypadki które zostały podane w tym temacie nie są spowodowane prędkością niedozwoloną, tylko "za dużą" ze względu na możliwości pojazdu, kierowcy i warunki drogowe (to oczywiście założenie, bo jak było w rzeczywistości to ciężko powiedzieć). Możesz przecież wejść 70'ą w oblodzony/oliściony zakręt i z niego wylecieć pomimo formalnego ograniczenia do 90km/h. I w takiej sytuacji możesz być mistrzem driftingu i nic ci to nie da, bo zwyczajnie nie będzie kawałka dobrego asfaltu, żeby wykonać jakiś manewr, bez znaczenia czy będzie to hamowanie, skręcanie, czy przyśpieszanie. Zresztą generalnie - jak przegniesz z prędkością wejścia w zakręt, to dalej możesz się już tylko modlić, żeby skończyło się jedynie na wolnym wyjściu z niego, a nie wyleceniu z toru.
Otóż to... Tylko Avari, bardzo cię proszę, zacznij stosować przecinki, bo ciężko się to czyta.
piotrpo mit, nie mit, ale jazda przepisowa (która też nakazuje dostosowanie prędkości do warunków itd.) znacznie zmniejsza ryzyko nieprzyjemnych zdarzeń. Po pierwsze, łatwiej zapanować nad samochodem. Po drugie, masz więcej czasu na reakcję. Bo jak jedziesz 90 i ktoś wyskoczy ci na czołówkę, to masz więcej czasu na przegląd sytuacji, łatwiej wykonać unik, łatwiej zapanować nad samochodem przy ewentualnych problemach. Jakbyś w tym samym miejscu miał na liczniku 130, to musiałbyś mieć refleks i opanowanie pilota myśliwca. A jeśli ktoś myśli 'jadę z przepisową prędkością, mam dobre gumy, światła i sprawny samochód, to nie spowoduję wypadku', jest zwyczajnym debilem.
Ja się nie kłócę, że zwiększenie prędkości, to zwiększenie ryzyka (i to w postępie geometrycznym, a nie liniowym) to jest truizm, pomijając oczywiście inne oczywiste sytuacje, kiedy ktoś się wlecze 40km/h po autostradzie itd.
Ja jedynie twierdzę, że ta dostosowana prędkość z PoRD to ściema - w skrócie jadąc 90 oblodzoną drogą nie łamiesz przepisów, tak długo jak udaje ci się tą drogą jechać i nikt nie może ci dać mandatu za "niedostosowanie prędkości" tak długo jak jesteś w stanie utrzymać się na drodze. Jak wylecisz z zakrętu, albo trafisz pieszego na poboczu, to dopiero wtedy okazuje się, że nie dostosowałeś prędkości.
A to się akurat zgadza, tylko z moich obserwacji jest sporo takich. Skąd niby się biorą świętoszkowate wpisy na portalach internetowych, gdzie nagle okazuje się, że po mieście to wszyscy max 50, w trasie max 90, a wypadki powodują tylko wariaci, pijacy, motocykliści, młodzi kierowcy i kapelusznicy w fabiach. Mówiąc szczerze - tych jeżdżących zgodnie z ograniczeniami, to widuję prawie wyłącznie w pobliżu fotoradarów i patroli policji.
Bardzo fajnie się czyta ten temat, podoba mi się poziom kultury :)
Ja jedyne co mogę dodać od siebie, to tylko fakt, że jak na mój wiek czyli 21 lat, to uważam, że jeżdżę rozważnie, np wieczorem/nocą szybciej niż 90 nie pojadę.
A wiele osób lata po 120-130, nie myśląc np co by się stało jakby wybiegła jakaś sarna, lis czy ktoś by szedł poboczem.
Idzie jesień i faktycznie trzeba uważać, niedługo zaczną się poranne gołoledzie, przymrozki i nie jeden się może zdziwić.
piotrpo zgadzam się w 100%. Jakby wszyscy jeździli tak jak twierdzą, że jeżdżą, to mielibyśmy 10 wypadków rocznie na cały kraj...
Szałek bo niektórym brak wyobraźni...
To uważaj - wkraczasz właśnie w ten trudny okres kiedy kierowca już potrafi jeździć a jeszcze nie nabrał pokory ;)
Złe warunki nie są groźne - to akurat widać jasno. Im gorsza pogoda, bardziej kręta droga tym bezpieczniej. Najwięcej wypadków to słoneczny dzień, prosta droga, dobry samochód i kierowca, który myśli, że potrafi więcej niż potrafi. I właśnie jesienią trzeba uważać bardziej niż zwykle na te nieliczne dni, kiedy jest "dobrze" bo nagle się okazuje, że wszystko fajnie, asfalt piękny a w lesie czy na wiadukcie lód czy inny syf.
A jak ma być - tu sami kulturalni, to nie Sejm :)