Mr Tomtrz,
Anglosasi mają takie ładne powiedzenie: "Practice what you preach."
Ktoś kto przekonuje innych do jakiejś idei, a sam jej nie wspiera jest niewiarygodny - w pewnych przypadkach można go nazwać wprost hipokrytą.
Ty nie wspierasz - jeździsz śmierdzącym samochodem trującym innych w mieście w którym mieszkasz ....
Jest to sprawa elementarnej wiarygodności - jeżeli przekonujesz o szkodliwości alkoholu i pijesz alkohol - nie jesteś wiarygodny. Jeżeli przekonujesz o szkodliwości palenia i palisz - nie jesteś wiarygodny. Elementarz - i chyba nie trzeba tego rozwijać.
Jeżeli tego nie rozumiesz - to masz kłopot.
Dobrze (dla Ciebie), że chociaż twierdzisz, że nikogo nie namawiasz, a "jedynie bronisz idei samochodów elektrycznych" (z którą to raczej nikt tutaj nie polemizuje).
W sposób dość "religijny" (fanatyczny?), bronisz "twardego" sposobu wprowadzania technologii samochodów elektrycznych poprzez UE: nakazy, kary, wspieranie nieuczciwej konkurencję (a tym są dopłaty - które trafiają, na koniec dnia, do producentów elektryków) - w sytuacji w której brak jest wystarczająco dobrych analiz na to, że samochody elektryczne robią rzeczywiście różnicę, porównując cały cykl życia samochodu- od produkcji, poprzez eksploatację, utylizację - jeżeli znasz takie - to je przedstaw (ja nie znam - może to moja wina, bo nie kopałem wystarczająco głęboko - wszytko co znalazłem zawężało się do bardziej lub mniej punktowej analizy).
To arbitralne (i nie poparte wystarczającymi analizami) decyzje urzędników (wybranych bardziej lub mniej demokratycznie - ważności tych decyzji nie sposób podważyć, bo takie są reguły w klubie zwanym UE).
Nie sposób dostrzec tutaj doktrynalności.
Z mojej perspektywy, fundamentem jest skuteczność ograniczenia wpływu na środowisko - a motoryzacja jest tutaj jedynie jednym z elementów.
Ignorowanie wpływu innych elementów nie doprowadzi do sukcesu (jakim byłoby trwałe i znaczące zmniejszenie emisji 'w totalu').
Widać również ignorowanie wpływu takich arbitralnych decyzji o elektryfikacji na inne obszary - przykłady:
- wzrost zapotrzebowania na prąd prowadzi do zwiększenia zapotrzebowania na paliwa kopalne w krajach takich jak Polska
- przesunięcie emisji z miast do innych obszarów (usytuowanie elektrowni węglowych - co prawda, coraz mniej szkodliwych) - nie rozwiązałeś problemu tzw. 'krótkiej kołdry" - czyli nie rozwiązałeś zadanego problemu, a jedynie go przesunąłes w inne miejsce i nazywasz to rozwiązaniem - zawsze "coś Ci wystaje spod kołdry"
- wzrost ceny prądu.
Dotowanie elektryków również przychodzi Ci lekką ręką (a to są jednak pieniądze podatników). Alternatywna allokacja kapitału (jego alternatywny koszt) "to jest coś co zbudowało kapitalizm".
Taki tryb postępowania nikogo nie przekona - a wręcz przeciwnie, będzie rodził opór.
Kolejnym słabym punktem tego co piszesz jest ignorowanie argumentów.
Większość jest dla Ciebie bez znaczenia, a proponowane rozwiązania są tak ogólne, że nic z nich nie wynika.
Ignorowanie problemów bez ich rozwiązywania/przedstawienia konkretnego rowiązania to kolejne wodolejstwo - takie postępowanie już w wielu przypadkach doprowadzało do problemów.
Nie różni się wiele od zwykłego krzykactwa - takie argumenty są jak gąbka - po ściśnięciu niewiele jest w ręku.
To, że samochody elektryczne mają sens chyba nie ulega wątpliwościom (np. choćby dlatego, ze pobudza konkurencję) i tutaj raczej nikt tego nie neguje - elektryki mają wady i zalety - każdy decyduje sam, czy godzi się na wady i zalety dla niego przeważają. Nie wiem w czym przeszkadza koegzystencja obu technologii.
Z ciekawostek - nie wiem czy zdajesz sobie sprawe (zakładam, że tak, ale może nie) - ale bodaj na końcu XIXw./początku XXw. był czas w kórym elektryki miały większy udział niż spalinowe.
Przegrały z podobnych kłopotów z którymi borykają się elektryki - właściwości (pojemność, zachowanie w w niskich temperaturach) akumulatorów sieci ładowania.
Oczywiście, w obecnej iteracji tak być nie musi.
Inną kategorią 'argumentów' padających z Twojej strony są argumenty typu 'a kiedyś inni bili murzynów' (nawet nie "biją") - wredne lobby naftowe robiło różne złe rzeczy, ale to nie znaczy, że w "odwecie" usprawiedliwione jest robienie innych złych rzeczy - przy czym ofiarami będą tutaj konsumenci, a nie tylko 'lobby naftowe', które ucierpi na elektryfikacji w UE (ale nie tak bardzo jak by się wydawało).
To tak jakbyś powiedział, że można kraść, bo inni kradli (u nas w kraju, rzeczywiście niektórzy tak uważają).
Po przeczytniu tego co tutaj napisałeś - mimo wielu trafnych argumentów - nie zachęciłeś mnie do kupna elektryka (ale tego nie wykluczam w przyszłości - np. jako drugi samochód do miasta).
Uważam, że zupełnie poległeś na froncie uzasadnienia SPOSOBU wprowadzenia elektryfikacji.
Pozdrawiam.
p.s.
nie ma tutaj negacji faktu katastrofalnego stanu powietrza/emisji gazów cieplarnianych w Polsce względem innych krajów (nie tylko) w UE oraz potrzeby "walki" z tym zjawiskiem