Witam,
Nasz Nowy jakże piękny 2011 rok przywitał mnie dość mocno (rzec by można zapie....lił mi w łeb).
Mianowicie do rzeczy.
wczoraj podczas powrotu do domu przestało mi działać wspomaganie. Rzecz o tyle dziwna ze nie widziałem, żeby gdzieś uciekał mi płyn. A fakt,że nie jestem mechanikiem nie uzmysłowił mi możliwości usterki pompy wspomagania. Po kolejnych 70 kilometrach słodkiej niewiedzy coś zachytlało, poobijało się pod spodem i w lusterka zobaczyłem jakiś kawałek czegoś uciekający w mrok nocy. Zatrzymałem się z niepokojem patrząc na dym unoszący się spod maski. Otwieram a tu płoną przewody lub ??? w miejscu w którym zwyczajowo znajdował się alternator.Fakt, że to może być awaria właśnie tego urządzenia został przeze mnie mocno wzięty pod uwagę po tym jak zapaliła się kontrolka pokazująca akumulator. Po zjechaniu na stację i próbie obejrzenia całokształtu zniszczeń po pożarze moim oczom ukazał się wyciek płynu wspomagania. Fakt, że po kolejnych 100 metrach jazdy wypadł mi pasek wielorowkowy (chyba tak się nazywa) utwierdził mnie w przekonaniu aby moją alfę odholować do domu. Moje pytania brzmią następująco. Jakie mniej więcej koszty naprawy? Co ewentualnie stało się? Ma ktoś tanie części??
P.S jestem studentem więc ma to znaczenie dla mnie.
A propos samochód stoi już u mechanika dlatego pytam,żeby ewentualnie mnie nie zrobił totalnie w balona.