Gdy temperatura zaczęła spadać w okolicę 0* to nabyłem trochę nowy problem... Z odpalaniem.
Problem pojawia się tylko po DŁUGICH TRASACH i nocnym postoju, tzn. Jeżeli jednego dnia się przejadę ok. 10km, tzw. po bułki to kolejnego przychodzę, wsadzam kluczyk, dobrze nie przekręcę a samochód już odpala, a kiedy zrobię dłuższą trasę, ok. 50km kolejnego dnia rano wracam, wsadzam kluczyk ciężkie żyłowanie i 4 opcje:
- samochód w ogóle nie odpala przez 2-3 razy
- odpali, ale coś dupnie pod maska i miga licznik; tak jakby kręcił i nie łapał od razu tylko tak nagle "bum", wrzuca go na chyba z 1,500 obrotow i spada
- odpali, z wielka biedą lub bez problemu + migający licznik i choinka z zegarów
- odpali, pochodzi 1sec i zgaśnie, albo odpali na 500obr i zgaśnie, każde kolejne to 100% odpalenie
Rutynowo spotykam się z opcja nr 3, często z nr 1 i 2, opcja 4 zdarzyła się 2-3 razy
- Zauważyłem o wiele mniejsze spalanie oleju, jak przy moich przebiegach 2tys/miech potrafiłem dolać ok 1-1.4l oleju (od 0,5-0,7/1000km) tak teraz przez miesiąc zrobiłem dolewkę ogólnie na 1l i jeszcze mam niemalże pół bagnetu.
- Mam wrażenie, że samochód potrafi się szybciej dogrzać, o ile dobrze pamiętam przejeżdżając na drugie osiedle to wskakiwał na ok. 70*, teraz podbija pod prawie 90* - nie przekraczając tej granicy
Samochód dymi lekko lub trochę bardziej na biało - ale to raczej spowodowane tym, ze przez ostatni miesiąc prawie dzień w dzień deszcz + niskie temperatury, no i przykładając rękę do wydechu zaraz jest cała mokra, no i nie mam 1 katalizatora.
Jakieś sugestia, gdzie szukać problemu, od czego zacząć kolejno ? Powtarzam, że problem pojawia się tylko na niższej temperaturze tylko i wyłącznie po przejechaniu dłuższej trasy poprzedniego dnia.