witam. nie wiem czy to ma jakis związek z tym, ale ostatnio w poniedzialek jechalem z rana jakies 60km/h taka asfaltowa drogą i sie konczyla i wjazd na polną był nie wyhamowałem bo miałem 3 wbitą i zahaczyłem podwoziem. Pózniej patrze oderwany kawałek osłony spod silnika jest mysle no nic takiego, ale jadę i czuje sprzęgło nie odbija mi do końca. Tzn. wbijam sprzęgło wsadzam bieg puszczam i zostawało w połowie musialem podciągnąc nogą, ale tak 4-5 razy i ustało. Na nast dzien wszystko wydawało się ok, ale pózniej znów cos nie tak sprzęgło łapało u samego dołu jedynie a od połowy do konca bylo praktycznie bez oporu - luźno. I myslalem ze nic wlasciwie sie nie dzieje, jednak dzis mialem jechac na trening i cos sie działo od początku. Wjezdzam pod górkę zgasł mi tak jak bym sprzegla nie wyczuł ale załapał i pojechalem pózniej wbijam trójke i nie chce wejść bieg. Próbuje i nic wiec na sile nie pchalem, ale za chwile załapał i przejechalem jeszcze moze 300-400m i chce wbic dwojke jak z ronda zjezdzalem i nic. Sprzeglo wcisnąłem ale nie łapie i juz. Żaden bieg, no to pchanie kawałek i na parkingu zgasiłem i weszła dwójka. Ale wyjsc juz nie chciala jak próbowałem. Co to może być?