Taka zagadka. Jadę sobie, droga dziurawa jak ser szwajcarski i na jednej z dziur nagle poczułem, że pedał hamulca wpada po sam dół. Stan przedzawałowy. Za każdym razem trzeba podpompować żeby złapał, ale po wciśnięciu pedał i tak opada do podłogi, chociaż z oporem. Oczywiście od razu znalazłem miejsce do zaparkowania i sprawdzam.
Poziom płynu ok, wycieków brak (prosiłem pasażerkę o deptanie i gapiłem się na każdy z zacisków z każdej strony, chociaż prędkość opadania pedału wskazywałby raczej na spory wyciek. A wycieku niet.
No to zgasiłem i dzwonię do znajomego. Ten mówi, że pewnie pompa i żeby kogoś szukać i nie jechać tak dalej.
Zapalam małą, ruszam delikatnia i ... przejechałem 20km jakby nigdy nic. Hamulec działa jak wcześniej, żadnych problemów.
Zapowietrzył się? No ale jak to się stało, że minęło po zgaszeniu samochodu? Jakiś układ się odpiął na dziurze? Tylko jak układ daje takie objawy?
Włoski temperament ... jej mać![]()