Od czasu pierwszych dużych ulew w tym roku, czyli od jakichś paru tygodni coś zaczęło mi wyć pod maską. Na 90% byłem przekonany, że to łożysko na alternatorze. Ktoś mi kiedyś powiedział "Jak będziesz kupował Alfę, to omijaj kałuże i od razu kup tak z 10 alternatorów" Ok, mimo tego, że mniej/więcej znam tę problematykę i starałem się wodę omijać jednak zaczęło wyć.
Potem jak zrobiło się trochę cieplej wycie ustało (przynajmniej tak mi się wydawało), ale teraz wróciło ze zdwojoną siłą bo teraz oprócz tego, że wyje to jeszcze stuka niemiłosiernie. Stuka na 100% pod maską, obojętnie czy stoję czy jadę. Stuki tym intensywniejsze im większe obroty. Nie stuka cały czas, ale powiedzmy 20-30% czasu, nawet jak stoję z włączonym silnikiem na luzie. Otwarłem maskę i stukanie wydobywało się mniej więcej od strony rozrządu i alternatora. Miałem wrażenie nawet, że to było coś takiego jakby stukało w tę plastikową osłoną przylegającą do boku silnika (czyli po prostu w rozrządzie jak nic nie pomyliłem).
Wydaje mi się, że stukanie nie pochodzi bezpośrednio z silnika. Co to może być? Jakie koszta?
Do mechanika mam jakieś 2km. Trochę się boję odpalić i jechać...