Witam. Dawno mnie tu nie było, Funia się nie psułaAż tu nagle: około 2 tygodnie temu, przy normalniej jeźzie i zaparkowaniu...uruchamiam Funię i brak wspomagania całkowity, pod autem kałuża - cały płyn wylało w ciągu w sumie kilku sekund. Sprawdziłem - zleciał przeqwód i opaska, wymieniłem opaskę, przewód wyglądał dobrze więc nie wymieniałem. Jeździłem dwa tygodnie i z rana po nocy (mróz w sumie jak na Suwałki nie duży około inus 11) - rano znowu kałuża i przewód wywalony znowu. Co jest? Płyn jakiś podobno bardzo dobry wlałem, czy to możliwe żeby przy mrozie płyn tak gęstniał że wyrywa przewody? Z wspomaganiem ani z pompą nigdy nie było żadnych problemów ani odgłosów przy kręceniu kierownicą. W zeszłym roku mieliśmy mrozy około -30 i takich rzeczy nie było. Co może być powodem takiego wzrostu ciśnienia? Coś w układzie? Może woda? Jakieś pomysły?