Witam,
Mam problem z moim autem. Po 3 dniowym postoju ( nie wiem czy ma to zwiazek ) na parkingu auto na trasie zupelnie stacilo moc. Mam okolo 3 minut do setki jesli jest choc troche z gorki i odpowiednio dluga prosta. Auto muli strasznie do 3000 rpm a powyzej silnik zupelnie nie dziala. 3000 przekracza jedynie na jedynce i dwojce. Jak wejde powyzej 4k na dwojce slysze dziwny dzwiek - brzmi to jak grzechot metalowych srubek w plastikowym kubku. Czasem alfa wykazuje chec do lekkiego przyspieszania, a czasem mimo pedalu w podlodze stoi wskazowka predkosciomierza na np. 40kmh i nie idzie w gore ani troche (w sensie na tym samym biegu na tych samych obrotach). Poza tym auto stalo sie znacznie glosniejsze - na 3000rpm brzmi jakbym robil conajmniej 6000.
Wczesniej mialem problem jedynie powyzej 4k nie ciagnelo jak powinno - (Vmax 160kmh na autostradzie zdolalem zrobic mimo pedalu w podlodze), o co podejrzewalem wariator, ktory wykazywal oznaki konczenia sie - klekocze przy starcie.
Pojechalem z tym do mechanika, ktory stwierdzil po bledzie w kompie, ze katalizator jest zapchany doszczetnie i musi mi go wykastrowac albo wymienic i wymienic sonde lambda. Po wymianie sondy i kata auto nadal nie ma mocy.
Co o tym sadzicie? Mechanik mowi, ze nie moze nic znalezc i nie wie co wiecej zrobic poza zasugerowana wymiana wariatora. Czy sa to objawy jakie mialby TS gdy wariator zupelnie zdechnie? Komputer nie rzuca zadnymi bledami.
A! zapomnialbym, czasem mam dziwne zachowanie obrotomierza przy najczesciej ruszaniu z miejsca - po chwili przyspieszania zapala sie marchewka, obrotomierz nurkuje do 0 (slownie zera) rpm ale silnik sie kreci bo poza zanikiem przyspieszania auto nie zatrzymuje sie. Po 2/3 sekundach wszystko wraca do normy. Kiedys to samo pojawialo sie kilka razy po tym jak auto dlawila moja panna uczaca sie ruszac samochodem.
Prosilbym o komentarz. Pozdrawiam!